Pan poseł Antoni Macierewicz opublikował (patrz tutaj) na prośbę anonimowych blogerów swój list, jaki był uprzejmy przysłać mi pocztą elektroniczną w zeszłą niedzielę wieczorem. Do wczoraj byłam przekonana, że list ten skierowany był do mnie. Dlatego omówiłam go krótko (tutaj) cytując z niego najistotniejsze stwierdzenia, które przytoczyłam precyzyjnie (patrz zaznaczony na żółto tekst w oryginale – poniżej link).
Nie odnosiłam się do pełnych żalu dywagacji Pana Posła na temat nieokreślonych publicystów, którzy „nie chcą w ogóle podjąć badań tego co mozna zbadać“. Uważałam też, że należy spuścić wstydliwą kurtynę milczenia na niezwykle emocjonalną drugą część listu, która w moim mniemaniu odzwierciedla idiosynkrazje steranego 45-letnią walką o lepszą Polskę działacza.
Okazało się jednak wczoraj, że dla pana Posła Macierewicza ta właśnie część jego listu była najważniejsza, ponieważ swoją publikację na portalu „w Polityce“ kazał zatytułować w ten oto sposób:
Antoni Macierewicz w sprawie koncepcji FYM-a - PEŁNY TEKST LISTU
Ucieszyło mnie w niedzielę, że przewodniczący Zespołu Parlamentarnego przyznaje mi rację w sprawach ewidentnie zasadniczych, czyli fałszowania danych TAWS/FMS przez Rosjan oraz uwiarygadniania ich (chcąc nie chcąc) przez Amerykanów, a także tzw. „ maskirowki“ (zaplanowanej inscenizacji) na Sewernym i nie odwołuje tego w środę.
Wczoraj jednak, patrząc na cytowany wyżej tytuł, z przykrością stwierdziłam, że list ten skierowany był nie tyle do mnie, co w istocie do popularnego blogera FYMa (Free Your Mind – tutaj). FYM ma niebawem ogłosić wynik wielomiesięcznego śledztwa obywatelskiego w sprawie Kłamstwa Smoleńskiego w formie książki, która będzie udostępniona nieodpłatnie w sieci.
Dziwić się jednak należy, że były minister spraw wewnętrznych, były wiceminister MON i były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) otoczony kręgiem asystentów i pomocników nie wysłał swojego listu bezpośrednio do blogera FYMa, do którego ma widoczne teraz, po publikacji swojego listu, dla wszystkich, choć dla mnie niezrozumiałe, żale i pretensje. Czyżby przy takim aparacie trudno było znaleźć (wielokrotnie powtarzany w sieci!) adres emailowy? Na szczęśćie dzięki upublicznieniu przez Pana Posła całego listu dowiedział się o jego budującej treści – jak mniemam – także właściwy adresat i wybaczy starszemu panu z tak heroiczną biografią przykre zarzuty i niezręczne sformułowania. Chciałoby się powiedzieć - wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Niestety, problemy komunikacyjno-epistalograficzne pana Posła nie zbliżyły nas ani o krok do rozwiązania, na jakie czekamy. Dlatego muszę tu znowu powtórzyć: mimo upływu 21 miesięcy, pracy dwóch prokuratur i trzech komisji oraz Zespołu Parlamentarnego nadal nie wiemy, ani o której godzinie dokonała się zagłada Delegacji, ani - dlaczego. ani też gdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz