Wczoraj, w niedzielę 26 czerwca wstąpiłam na krótko na wielogodzinne spotkanie z redaktor Anitą Gargas i Tomaszem Sakiewiczem, którzy byli gośćmi Klubu Gazety Polskiej w Berlinie (link do informacji:http://niezalezna.pl/12441-100410-w-berlinie). W tym miejscu składam wielkie wyrazy szacunku dla energicznych i zaangażowanych działaczy, którzy stanowią polski zdrowy zaczyn w tej amorficznej, wielokulturowej berlińskiej dzieży. Dobrze, że nareszcie się coś dzieje, choć jak słyszę, niektórzy z klubowiczów woleliby chodzić razem na ryby i grzyby, zamiast radzić o Polsce. Być może nawet - niezależnie od tego, kto im te pomysły podsuwa -mają rację.
Na wstępie pokazywany był film Anity Gargas "10.04.11", którego osobiście w pierwszych dniach po premierze, mimo najlepszych chęci nie zdołałam obejrzeć więcej, jak połowę i odrzucam w całości z mnie samej znanych względów, podobnie jak film "Mgła". Myślę, że niektórzy mnie rozumieją.
Gazeta Polska nie ma wątpliwości. Na Sewernym doszło 10 kwietnia do katastrofy Tu154M z polskim prezydentem na pokładzie. 15 metrów nad ziemią, jak ustalono w Zespole Antoniego Macierewicza. Dobrze się składa, bo tego samego zdania jest rząd Rosji i MAK, a tym samym rząd Donalda Tuska. Tę wersję podtrzymuje także pokazany publicznie w Berlinie w Klubie Gazety Polskiej w obecności autorki film dokumentalny „10.04.10”.
Anita Gargas, jak ją nazwał Tomasz Stankiewicz, Kobieta-Instytucja po przedstawieniu swojego filmu ustosunkowała się do wielu kwestii, w tym oczywiście do „co najmniej dziwnego” zachowania się Rosjan.
„-Miejsce tej katastrofy to maleńka łączka – opowiadała widowni Anita Gargas – dwie i pół długości Tupolewa. Dlaczego Rosjanie tego terenu nie ogrodzili? Przecież to byłoby bardzo łatwo zrobić. Mało tego, już na drugi dzień przychodzili tam ludzie, mieszkańcy sąsiednich bloków całymi rodzinami, żeby się tam fotografować, a nawiasem mówiąc tego samego dnia, była to niedziela, pod skrzydłem znaleziono jeszcze trzy ofiary katastrofy. No, to jak to tak można – tu gapie, a tu wydobywane ofiary?”
Anicie Gargas coś się w tym przebiegu śledztwa nie podoba. Coś się nie zgadza, bo odbiega ono wyraźnie od znanych standardów. Nie wie jednak dokładnie, co. „No na przykład w Lockerbie wszystkie znalezione części były układane do skrzynek i dokładnie opisane, a tutaj? Pan.... znalazł ważną część pokładową, a Rosjanie bez oglądania wrzucili ją z rozmachem na ciężarówkę. Może nawet przeleciała na drugą stroną. Nikogo to nie obchodziło. Nasza delegacja z panią Hejke (kilka tygodni później) znalazła ważne części pokładowe. Jeszcze we wrześniu znajdowano części ludzkiego ciała! A przecież minister Kopacz twierdziła, że ziemię przeczesano na głębokość metra!” Jest wyraźnie oburzona zachowaniem i lekkomyślnością Rosjan.
„-Albo usuwanie dowodów – na przykład okna. Przecież wiadomo, że okna są ważne. W przypadku, gdyby miało na pokładzie coś wybuchnąć, to na szybach byłyby mikroślady. Taka pajęczynka. A tu – widzieliście Państwo na filmie – Rosjanie te okna rozbijają. Niszczą ślady. No, jak tak można?”
Ktoś zapytał o tzw. film Koli
"-Tak, wiem, nawet wiem, kto to wrzucił, nie będę tego zdradzać, gdyż chodzi o dobra osobiste osoby, która z tego powodu mogłaby ponieść jakieś konsekwencje."
Zagadnięta o blogerskie śledztwo powiedziała, co następuje (z tym słodkim anglosaksońskim "ja" na początku każdego zdania, co się tak rozpleniło wśród polskich elit):
"- Ja słyszałam te różne blogerskie teorie, że prawdziwy wrak Tupolewa leży gdzie indziej...Ja nie mam powodu, żeby wierzyć w te historie. Wszystkie one – mam wrażenie – służą temu, żeby krytyków oficjalnej wersji zdarzeń wrzucić do jednego wora z oszołomami, tzn. z tymi, którzy te fantastyczne teorie tworzą. To utrudnia pracę dziennikarzom, którzy wątpią w wersję oficjalną, ale nie fantazjują.Nie fantazjują. Bo ja nie mam na przykład, jeśli chodzi o tę wersję związaną z samolotem, który miał rzekomo gdzie indziej wylądować i tam mieli być zlikwidowani wszyscy, ja nie mam powodów, żeby nie wierzyć w to, co mówią dla mnie najbardziej wiarygodni świadkowie, czyli urzędnicy z Kancelarii Prezydenta, którzy czekali na niego, żeby go powitać na lotnisku i jako jedni z pierwszych dobiegli na miejsce katastrofy. Oni widzieli, to co widzieli. Nie mam powodów przypuszczać, że fantazjują. Podobnie, jak nie mam powodów przypuszczać, że fantazjuje Safonienko, bo niby dlaczego miałby fantazjować, skoro jego wypowiedź jest spójna i pokrywa się z innymi opowieściami świadków."
A teraz pytanie ode mnie:
-Pani Anito, żeby nie fantazjować i nie bawić się w oszołomstwo - krótkie pytanie i prośba o krótką odpowiedź. Wspomniała Pani o 3 osobach, które na drugi dzień, czyli w niedzielę zostały wydobyte spod skrzydła. Kto to był? I podobnie- 15 ofiar przywieziono jakiś czas potem do kraju we fragmentach i je skremowano. Czy wiadomo, kto to był i czy jest jakaś dostępna lub też choćby tylko Pani dostępna lista z nazwiskami?
"-Tak, z tych piętnastu osób parę nazwisk jest znanych. Ja tych nazwisk podawać nie będę, przepraszam."
Dlaczego nie?
"- Bo rodziny sobie tego nie życzą. To jest w końcu jakiś ból. Natomiast, co do ciał wydobywanych na miejscu katastrofy, to ja nie wiem, czy ktoś ma jakieś informacje, co do tego, w jakim położeniu były jakie ciała. To jest ciekawe, że chyba nie dokonano oględzin miejsca katastrofy i chyba nasza prokuratura nie ma takich informacji w jakim położeniu były jakie ciała. Mam wrażenie, że nasza prokuratura nie ma informacji, kogo tak naprawdę znaleziono pod tym skrzydłem."
-No to skąd Pani wiadomo, że kogokolwiek tam znaleziono i że były to akurat trzy osoby? - dociekałam. I oto charakterystyczny unik:
"-Nie, ja nie mówiłam, że trzy, mówiłam, że parę ciał znaleziono. Trzy, to mogło się Państwu nałożyć z informacją, którą podawał Turowski, że trzy osoby przeżyły. Mnie nie. Ja mówiłam, że parę."
I tyle. Żadnej odpowiedzi na moje pytanie. Pani Anita oburzająca się jeszcze przed chwilą faktem wydobywania ciał ofiar spod skrzydła w niedzielę, w obecności smoleńskich gapiów, nie umiała wytłumaczyć, czy informacja ta jest w ogóle prawdziwa. Wygląda na to, że nie sprawdzała czy i gdzie jakiekolwiek ciała wydobywano. Rosjanie podali. Nawiasem mówiąc.
Ale oddaję jeszcze na chwilę głos Anicie Gargas:
„- Można było także usłyszeć czasem pytania że nie ma zdjęć z Okęcia, że nie było dziennikarskich relacji z wylotu. Są takie relacje, jeśli prezydentowi towarzyszą dziennikarze. A Jemu towarzyszyli dziennikarze. Proszę sobie przypomnieć, że był cały JAK, sąsiedni samolot, który wcześniej trochę odleciał (..bez?...) pożegnania Prezydenta. I takiego obyczaju, że przyjeżdża specjalna ekipa, żeby Prezydenta w chwili odlotu filmować – nie ma. Bo nie ma takiej potrzeby, skoro Prezydent będzie udzielał wypowiedzi na miejscu zdarzenia na dany temat, np. w tym przypadku miał Prezydent umówionych parę rozmów na temat zdarzeń sprzed 70 lat. „
Otóż pani Gargas – jak to się modnie w Polsce w elitarnych kręgach mówi, najzwyczajniej „nie ma takiej wiedzy”. Codzienne fotografowanie i filmowanie prezydenta, jakiegokolwiek prezydenta we wszystkich demokracjach, jest niezbywalną częścią procedur bezpieczeństwa i nie ma nic wspólnego z udzielaniem wywiadów na lotnisku lub powiewaniem chusteczką. Stąd zasadne pytania dociekliwych blogerów, którymi Anity mainstreamowych mediów,nieważne czy z prawa czy z lewa, nie zaprzątają sobie główek.
Co do reszty- no comments.
__________________________________________
PS
O Wołodii Safonience u Pluszaczka:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz