9.06.2011

Berlin: już jutro rehabilitacja "ówczesnych" Polaków ?

Już jutro, 56 lat po wojnie i w 20 rocznicę przełomowego dla układu sił w Europie  Traktatu Polsko-Niemieckiego  ma zostać w niemieckim Bundestagu przegłosowany specjalny zapis o rehabilitacji "ówczesnej mniejszości polskiej", zdelegalizowanej hitlerowskimi dekretami i prześladowanej podczas II wojny światowej
Trzeba było naprawdę wybitnych myślicieli-słowotwórców, aby wymyśleć rehabilitację "ówczesnej mniejszości polskiej". Myśliciele - autorzy tego sformułowania zakładają, że aktualnie nie istnieje żadna mniejszość polska w Niemczech, ergo nie ma komu zwrócić zagrabionego w 1939 roku majątku o dzisiejszej wartości 350-400 mln. euro. 
To kuriozalne sformułowanie to podobno o tyci palec więcej, aniżeli wcześniejsza wersja mówiąca o "ludziach o polskich korzeniach". Cudo! Po 56 latach od zakończenia wojny nie jesteśmy już podludźmi, a całymi ludźmi! Lingwiści z Bundestagu dostaną zapewne pokojową nagrodą Nobla. A jeśli nie, to na pewno specjalne premie od pani Merkel za wybitne osiągnięcia na polu realizacji dalekosiężnych planów Bismarcka w podboju Europy Wschodniej. 
Zawarty 20 lat temu Traktat był warunkiem sine qua non zjednoczenia Niemiec wymaganym przez USA i Wielką Brytanię (głównie zasługa Margaret Thatcher - ostatniego wielkiego polityka na świecie, cała reszta później to cyrkowe clowny). Pamiętajmy, że Polska i Niemcy nie miały żadnego dokumentu regulującego granice, własności  i dobrosąsiedzkie współistnienie.  Traktat zresztą na żądanie Niemców zostawił problemy własności nieuregulowane, co otworzyło dzisiejszą Puszkę Pandory.
Traktat, ze strony polskiej przygotowywany przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych, Krzysztofa Skubiszewskiego(TW "Kosk"), który działaczy emigracyjnych nazywał łotrami, oraz sygnowany przez premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego (przed 1989 r. wielokrotnego gościa w Berlinie - z kim się spotykał, co sobie załatwiał śpiąc u goszczących go Polaków na dmuchanym materacu?- to widań na załączonym powyżej obrazku) umożliwił Niemcom ekspansję gospodarczą i polityczną w Polsce. Niemiecki desant jest widoczny na każdym kroku. poszczególne polskie instytucje i stanowiska zajmowane są wprost przez obywateli niemieckich lub beneficjentów rządu w Berlinie (Władysław Bartoszewski jest tu sztandarowym przykładem, zaraz za nim premier Donald Tusk).
W najmniejszym ułamku nie poprawił sytuacji Polaków w Niemczech.
Podobnie jak za PRLu, Polacy w Niemczech nie mogą liczyć ani na pomoc w obronie własnych interesów przez przedstawicelstwa RP czyli ambasadę, ani też jakiekolwiek instytucje w Warszawie powołane do współpracy z Polonią. Ludzie przysłani w końcówce lat 80-tych przez ówczesnego ministra Kiszczaka aby "pokierowali" Polonią zdają się funkcjonować w najlepsze.
Dwudziesta rocznica Traktatu miała być z przyczyn propagandowych hucznie obchodzona przez rządy obu krajów. Tymczasem żądanie rehabilitacji mniejszości polskiej w Niemczech zwarzyło apetyt na wspólne piwo i kiełbasę z grilla. Ale nie na długo.  Określenie "ówczesna"  mniejszość pojawiło się na czas. Urzędnicy kondominium niemiecko-rosyjskiego nie będą narażali swoich przyszłych karier w Brukseli w obronie jakichkolwiek polskich interesów - tym bardziej interesów polskiej mniejszości w Niemczech. Rząd Angeli Merkel może spać spokojnie. A ona sama może wysyłać miłe pozdrowienia do niemieckich mniejszości w Polsce, która - o dziwo - rośnie w siłę, znaczenie i potągę i ochoczo pielgrzymuje na Górę Swiętej Anny, aby tam, niekoniecznie i nie zawsze w świetle pochodni, za to przy niemieckim piwie i polskich parówkach otrzymać błogosławieństwo kolejnego kanclerza Niemiec. Schlesien ist sowieso unser. 
A Polacy w Niemczech muszą w końcu wbić sobie raz na zawsze do głowy, gdzie kto rządzi, i gdzie kto sprząta.
Uzupełniająco tutaj: "Polsko-niemiecki" okrągły stół

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz