Napisałam poniższy felieton przed rokiem, 26 lutego, dziś ponawiam, bo niewiele stracił on na aktualności, chociaż, jak się okazało, Antoni Macierewicz do niczego nie dał się przekonać z wyjątkiem oficjalnej, polsko-ruskiej dezy (czyli dezinformacji o wypadku na Sewernym). Tyle straconego czasu...Czy nie o to chodziło?
______________________
Siedząc przed komputerem wieleset kilometrów od Warszawy patrzę na ich twarze i serce mi drętwieje. Mimo dziesięciu miesięcy wciąż leżą na nich Cień Bólu i Cień Prawdy. To widać nawet na moim małym ekranie, że te twarze Wiedzą. Tak, one wiedzą, nawet, jeśli któraś głowa jeszcze się przed tym broni. Serca są bowiem mądrzejsze, niż głowy.
Słyszę ich spokojne, stonowane głosy. Chcą być racjonalni. Ale przecież to jest gwałt na duszy, żeby w tak potwornie nieracjonalnej sytuacji zdobywać się na racjonalność.
Mgła? Była? Gęsta? Nic nie było widać? Kamera? Dlaczego akurat w tym momencie wyłączona? Karetki niepotrzebne? Wszyscy zginęli?
Objaśnienia i usprawiedliwienia tego małego człowieczka zaplątanego nagle w sznur Wielkiej Historii, montażysty, który nagle ma być Wielkim Reżyserem brzmią jak smutna farsa. Bo każda farsa jest smutna. Jak każde kłamstwo, które zakłada, że okłamywany jest o wiele głupszy od kłamcy. I właśnie to jest upokarzające. Bo okłamywany nie jest głupszy. A że niektórzy ludzie chcą być okłamywani? Niektórzy. Tylko niektórzy. Ale nie oni.
Patrzę na ekranie mojego komputera na te twarze. Niektóre są wciąż otępiałe z bólu. Nie chcą, nie mogą już niczego rozumieć, bo to wszystko jest nie do pojęcia.
Nawet Antoni Macierewicz, zazwyczaj niezwykle powściągliwy w wyciąganiu wniosków z oczywistych faktów tym razem nie może ukryć zdumienia i zaniepokojenia opowieścią montażysty Sławomira Wiśniewskiego. Wygląda na to, że tamten mimo woli go przekonał.
A więc wiemy już, że TAM nie zginęli. Nie wiemy, gdzie zginęli i nie wiemy, JAK zginęli.
O to JAK pytała córka ś.p. Janusza Kochanowskiego w Brukseli. Pytała premiera także żona pana Kochanowskiego, czy ma prawo wiedzieć, JAK zginął jej mąż? Premier nie przyznał jej prawa do odpowiedzi na to jej JAK. Premier się oburzył. Ach, jak wygodnie! Można się oburzyć i sprawa załatwiona. Jak śmiała pytać!
Otóż według PRAW LUDZKICH, PRAW MORALNYCH, PRAW CHRZESCIJANSKICH, PRAW MUZULMANSKICH, PRAW ZYDOWSKICH – słowem WSZELKICH PRAW pani Kochanowska MA PRAWO wiedzieć, JAK zginął jej mąż. Pani Gosiewska także. I pani Kurtyka i rodzina Wassermanów, rodzice Justyny Moniuszko, rodzice kapitana Protasiuka i pan Melak ma prawo wiedzieć, jak zginął jego brat. I ani premier Tusk, ani prokurator Seremet nie mogą w tym względzie ustanawiać nowych praw! Ponad prawa ludzkie?! Ponad prawa moralne, ponad prawa chrześcijańskie?! Ci ludzie nie posiadają takich pełnomocnictw!
My, którzy jeszcze żyjemy, mamy prawo i obowiązek dowieść i powiedzieć światu, jak zginęła 10 kwietnia elita naszego narodu. Mamy święty obowiązek ustalić i ogłosić PRAWDE!
Dlatego konieczne są ekshumacje, aby badania patomorfologiczne odpowiedziały na palące pytania- JAK i GDZIE zginęła delegacja naszego narodu z Prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Nie wolno zwlekać! Trzeba z największym pietyzmem ustalić, czy w trumnach znajdują się doczesne resztki naszych najbliższych? Co, jaka siła, jaka chemia, jaka zbrodnia zmiotła ich z tego świata? Należy wziąć próbki, a resztę zwrócić jak najszybciej Ziemi.
Do tego celu służy wiele urządzeń i trzeba wielkich umiejętności. Czy umiejętności te zapewnią nam polscy patomorfolodzy, czy też lepiej, aby badania zlecić za granicą – to sprawa osobnej decyzji, która musi być podjęta wspólnie przez prokuraturę i Rodziny Ofiar. Przede wszystkim jednak konieczna jest determinacja krewnych Smoleńskich Ofiar. Tylko ich żądanie ekshumacji może zmusić Prokuraturę, która – jak łatwo zauważyć - wykonuje niestety chyba jedynie rosyjskie polecenia, do jednorazowego aktu sprawiedliwości na rzecz naszej, polskiej racji stanu.
Smoleńskie groby chcą i muszą przemówić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz