Oficjalnie Berliński Mur „upadł“ w nocy z czwartku 9 listopada na piątek 10 listopada 1989 roku po 28 latach istnienia,

Ósmego sierpnia 1988 roku wjechaliśmy do Berlina, o którym wiadomo było, że jest podzielony na sektory amerykański, brytyjski i francuski i poza tym stoi w nim wschodnioberliński Mur. Za nim znajduje się sektor sowiecki czyli Berlin Wschodni. W polskich gazetach nie było nigdy zdjęcia Muru, więc trudno było go sobie wyobrazić. Szczerze mówiąc, nie było takiej potrzeby.Wschodni Berlin nas nie interesował, nawet wręcz przeciwnie…Jak śpiewał kiedyś Leonard Cohen: „first we’ll take Manhattan, then we’ll take Berlin...” Westberlin, oczywiście.

1.
Najpierw była była jednak stacja Ostbahnhof, gdzie wysiedli podróżni udający się do NRD. Pociąg musiał na niej swoje odstać, choć według rozkładu jazdy przystanek miał tam trwać kwadrans. Trwał jednak około dwóch godzin, które ciągnęły się niemiłosiernie. Do wagonu wdarli sie umundurowani osobnicy płci obojga z formacji Bahnhofpolizei – policji dworcowej i zaczęli gwałtowne przeszukiwanie. Opukiwali, oświetlali latarkami wszystko: przedziały, ściany, sufity, podłogi. Wprawnymi ruchami rozbierali wagon na części pierwsze, zaglądali pod ławki, zdejmowali tapicerkę. Robotnicy kolejowi na zewnątrz opukiwali cały skład, sprawdzali podwozia. Wszystko to w umiarkowanym pośpiechu, z lekkimi pokrzykiwaniami. Nawet mysz nie miała prawa z własnej woli opuścić Niemiecką Republikę Demokratyczną – jedyną słuszną ojczyznę niemieckiej klasy robotniczej, żołnierzy i sportowców. Wreszcie pociąg drgnął i zaczął przesuwać się jak żelazny wielki ślimak wzdłuż szarej ściany, która wydawała się nie mieć końca, ani nie było widać jej górnej krawędzi. W ciemności oświetlało ją z góry brunatno-czerwone światło niewidzialnych reflektorów. Po kwadransie takiej jazdy zapytałam naszą młodą współpasażerkę, która wracała z wakacji u polskiej babci, co to takiego ta ściana. „Dimała” –odpowiedziała znudzonym tonem szesnastolatka. „Co to jest ta dimała?” – borowałam jej dziurę w brzuchu. „Dimała to jest die Mauer” odpowiedziala pół po polsku, pół po niemiecku. Nie miała w głowie polskiego odpowiednika tego slowa. Domyśliłam się go sama.
Tak właśnie otoczono Berlin Zachodni murem. Po stronie północnej, zachodniej i południowej za murem były laski i pola Brandenburgii, po stronie wschodniej Wschodni Berlin z czarnymi oczodołami pustych budynków w strefie "ochronnej". 
2.
Chris Gueffroy – młody przystojny chłopak z jasnymi lokami i błękitnymi oczami, kelner z zawodu, głównie zawodnik wschodnioberlińskiej drużyny „Dynamo”, nad którą miała swoją kuratelę niemiecka SB-cja czyli StaSi przeszedł do historii, jako ostatnia ofiara Muru. Mur pochłonął oficjalnie 136 ludzkich istnień, w większości młodych mężczyzn pomiędzy 18 i 30 rokiem życia. Jednak tak naprawdę liczba ofiar Muru, nieznanych z imienia i nazwiska jest o wiele dłuższa, bowiem osoby te zostały zastrzelone po stronie NRD-owskiej na wewnętrznym pasie granicznym. Nie zostają do liczby 136 wliczone równieżci, którzy wskutek nieudanej próby ucieczki popełnili samobójstwo.
Najmłodsza ofiara Muru to 15-miesięczny Holger H., który udusił się w bagażniku auta, w którym szmuglowali go rodzice. Najstarsza ofiara Muru, 80-letnia Olga Segler we wrześniu 1961 nieszczęśliwie skoczyła z drugiego piętra swojego mieszkania na zachodnią stronę i zmarła wskutek odniesionych obrażeń. Przedostatnia ofiara, Winfried Freudenberg, w dniu 8 marca 1989 r. dokonał spektakularnej ucieczki balonem do Berlina Zachodniego, jednak nie udało mu się szczęśliwie wylądować.

Muzeum Muru znane powszechnie jako Checkpoint Charlie (tuz za budynkiem znajdowało się przejście graniczne, przez które z pomocą przepustek trwał ruch dla Niemców i obcych) zebrało najpełniejszą, nawet dziś budzącą często gęsią skórkę dokumentację w tym zakresie i niewątpliwie warte jest odwiedzin.

3.
Mieszkaliśmy w odlegości 300 metrów od Muru w dzielnicy Neuköln w miejscu, które widać na filmie, który cieszył się w Polsce niemałym powodzeniem, bo był bardzo śmieszny: „Goodbye Lenin”. My mieszkalismy po zachodniej stronie Sonnenallee – Alei Słońca. Inaczej niż w filmie, nic tam nie było do śmiechu.Świadomosczony czyli strefy Muru była dojmująca. Czasem w biały dzien dawały się słyszeć suche wystrzały i wtedy spożywane akurat spaghetti bolognese stawało w gardle i nie dawało się połknąć. To strzelali nudzący się na platformach obserwacyjnych żołnierze NRD. Podobno strzelali tylko tak sobie, w powietrze. W końcu każdy żołnierz musi sobie trochę postrzelać. Może mieli określoną ilość naboi do wystrzelania? Mówiło się jednak, że celują czasem do ludzi po zachodniej stronie, dlatego tureckie matki (mieszkania w pobliżu Muru były najtańsze) nie pozwalały dzieciom bawić się na chodnikach na oczach uzbrojonych znudzonych żołnierzy NRD-owskich.
Nie mogliśmy jednak słyszeć strzałów, jakie oddano do 22-letniego Chrisa Gueffroya 5 lutego 1989, bo stało się to jakieś 2 kilometry od naszego miejsca zamieszkania. Chris, młody przystojny kelner z zawodu, a głównie zawodnik „Dynamo” został źle poinformowany. Zaprzyjaźniony oficer StaSi powiedział mu, że odwołano rozkaz strzelania do osób przekraczających Mur, dlatego Chris zdecydował się z kolegą na ucieczkę do wolnego świata i zginął. Strzelało do niego czterech żołnierzy, którzy dwa lata później, w świecie, którego się nie spodziewali, stanęli za to przed sądem. W trakcie przewodu okazało się, że morderca dostał 150 marek (wschodnich) premii. Odsiadkę w areszcie przygotowawczym zaliczono mu na poczet niewielkiej kary, jaką go symbolicznie ukarano. W końcu wykonywał tylko rozkazy. W Niemczech rozkaz to rozkaz.
Po Chrisie został biały symboliczny krzyż, jakimi pewne zachodnioberlińskie stowarzyszenie upamietniało ofiary Muru, ku wielkiemu niezadowoleniu władz Zachodniego Berlina oraz pamięć obolałej matki. Szkoda, że nie poczekał jeszcze pół roku. Z po-okrągłostołowej Warszawy wiał wiatr niosący rewolucyjny nastrój zadekretowanej na Kremlu „pierestrojki”, który kazał dotąd w swojej masie posłusznym i praworządnym obywatelom NRD w lecie masowo wyjeżdżać na „wczasy” do Warszawy, a potem Budapesztu i Pragi i tam kempingować w ambasadach zachodniej bratniej republiki.
4.
Kto nie widział, ten nie potrafi sobie wyobrazić, jak wygladał berliński Mur. Najlepiej znane jego zdjęcia pochodzą z tzw. East Side Gallery. Jest to 1316-metrowy kawałek Muru latem 1990 roku, a więc wtedy, kiedy dawno zniknęli już uzbrojeni żołnierze, zamalowany przez 102 artystów z wielu krajów podczas wspólnego workshopu. Najchętniej fotografowany kawałek to obraz całujących się w usta towarzyszy kom-partii Breżniewa i Honeckera. Fresk nosi tytuł: „ Boże, pomóż mi przetrwać tę śmiertelną miłość”, a jego autorem jest Dmitri Wrubel. Jednak sam mur był szary i zbudowany z solidnego betonu. Jedyną jego dekoracją był drut kolczasty na zwieńczeniu. A i on jednak widoczny był tylko od wewnętrznej strony.

5.
Już latem 1945 r. częściowo za pomocą żółto-białych drewnianych słupów albo blaszanych tablic wytyczono linie demarkacyjne pomiędzy strefami okupacyjnymi w Berlinie.Dla rolników i pieszych wprowadzono mały ruch przygraniczny za okazaniem specjalnych przepustek. Na rozkaz sowieckiej administracji wojskowej (SMAD) w sowieckiej zonie wprowadzono uzbrojoną policję graniczną, która podjeła służbę od 1 grudnia 1946 roku z rozkazem strzelania do wszystkiego, co się na granicy może poruszać. Podróżujący pomiędzy sowiecką i zachodnimi strefami okupacyjnymi musieli przedstawić stosowne przepustki. W lasach dokoła otaczających zachodnie strefy okupacyjne Berlina Sowieci kazali oznaczyć granicę za pomocą drutów kolczastych i zasieków. Pierwsze strażnice graniczne powstały również po wschodniej stronie Berlina – nie tylko w lasach i na polach, ale przede wszystkim na ulicach.
Ustanowienie NRD w 1949 r. spowodowało paniczne i często filmowo spektakularne ucieczki mieszkańców nowego państwa do zachodnich Niemiec. Fakt ten zmobilizował komunistyczne władze do obwarowania granic dookoła Berlina Zachodniego płotami, zasiekami, instalacjami alarmowymi i wieżami strzelniczo-obserwacyjnymi i to od razu w podwójnej ilości. Utworzono bowiem pięciokilometrowej szerokości specjalny pas graniczny, a potem jeszcze 500-metrowy „pas ochronny“ tuż przed samą granicą, a wreszcie pomiędzy dwoma „nitkami“ granicy 10-metrową „szosę“, kontrolowaną nieustannie przez wojskowe jeepy.
Obywatele nowej krainy reglamentowanej według sowieckich wzorów powszechnej szczęśliwości stali się jej więźniami.
Tylko w samym mieście zastanawiano się, jak wybrnąć z problemu ryglowania granic. Nie był on prosty, bo obie części miasta – wschodnia i zachodnia – znajdowały się dosłownie w ślepej uliczce – transport miejski i kolejowy krzyżował się bowiem niezależnie od ideologii i z tego powodu potrzebny był konsensus . Dlatego ponad 40-kilometrowa granica miedy zachodnimi sektorami, a strefą sowiecką pozostawała jeszcze jakiś czas bez zdecydowanej kontroli. Szacuje się, że od roku 1945 do sierpnia 1961 uciekło ze strefy sowieckiej przez nieszczelne granice ponad 3,5 miliona obywateli niemieckich. Poza tym dla Polaków i Czechów Berlin Zachodni był także bramą na zachód. Około 50.000 wschodnich berlińczyków pracowało w latach pięćdziesiątych w Berlinie Zachodnim jako tzw. „pogranicznicy“. Wobec różnicy siły nabywczej marki wschodniej i zachodniej był to wymarzony job. Takiej niesprawiedliwosci nie mogly jednak tolerowac komunistyczne wladze wschodniego Berlina dłużej. Od 4 sierpnia 1961 „pogranicznicy“ zostali odpowiednim ukazem magistratu zmuszeni do płacenia za mieszkania w twardej walucie. Jednocześnie nasiliły się kontrole Volkspolizei czy „policji ludowej“ na ulicach wschodniego Berlina prowadzących na zachód. Podejrzani byli wszyscy, których można było posądzić o chęć ucieczki albo o szmugiel. A ten był koniecznością życiową. Przy kursie obu walut 1:4 i chronicznym braku produktów przemysłowych przy jednocześnie tanich środkach żywnościowych „socjalistyczna ojczyzna robotników i chłopów“ postanowiła zaryglować ostatnie bramy prowadzące na zachód.

Mimo utrzymywania tego planu w tajemnicy nie stanowiło to dla nikogo tajemnicy. Zaskoczeniem dla aliantów była jednak błyskawiczna realizacja powziętego postanowienia o wprowadzeniu „drastycznych kroków”, jak się to w politycznej nowomowie nazywało. W dniu 7 sierpnia 1961 obradujacy w Paryżu ministrowie spraw zagranicznych trzech sił alianckich okupujących Berlin wraz z ministrem SZ Bundesrepubliki uzgodnili wspólną reakcję na spodziewane działania rządu stalinowca Waltera Ulbrichta.
W raporcie niemieckiej agencji wywiadowczej BND z dnia 9 sierpnia, tuż po wizycie Ulbrichta u Chruszczowa na Kremlu w dniach 3-5 sierpnia znalazła się następująca informacja:„Według otrzymanych meldunków reżym wschodnioniemiecki stara się uzyskać w Moskwie zezwolenie na zastosowanie skutecznych blokad, szczególnie 
Zamknięcia granic do sektorów i przerwanie ruchu metra i kolei nadziemnej.”

Już 7 sierpnia 1961 Chruszczow w przemówieniu radiowym zakomunikował wzmocnienie sowieckich wojsk na granicy niemiecko-niemieckiej i powołanie dodatkowych rezerwistów. W sobotę 12 sierpnia niemiecka służba BND otrzymała z poufnego źródła informację, że wobec wciąż rosnącego strumienia uciekinierów w najbliższych dniach nastąpi ostateczne zamknięcie wszelkich dostępnych przejść na Zachód.
Tej samej nocy z 12 na 13 sierpnia 1961 na rozkaz Ericha Honeckera żołnierze NVA, do tego 5000 członków wschodnioniemickiego WOPu, 5000 członków policji ludowej – zarówno oddziałów ochotniczych, jak i skorzarowanych i do tego 4500 członków tzw. oddziałów obrony fabryk (Betriebskampfgruppen) wysłano na ulice i tory kolejowe, aby zagrodzić wszelkie możliwe drogi ucieczki. Przerwano także trakcje tramwajowe i trakcje metra, w tym także naziemnego (S-Bahn). Zachodnioberlińskie pociągi metra od 13 sierpnia 1961 miały odtąd przez najbliższe 29 lat przejeżdżać przez wschodnioberlińskie, księżpcowo puste stacje bez zatrzymywania się na nich. Jeździe tej towarzyszyło za każdym razem nieprzyjemne uczucie.Kto tego nie przeżył – nie wie, o czym mówię.

6.
W propagandzie NRD-owskiej Mur miał stanowić antyfaszystowską ochronę przed „wywędrowaniem, szpiegostwem, sabotażem, szmuglem, wyprzedażą i agresją z zachodu“. Działania te były skierowane przeciwko własnym obywatelom i jak to pokazano w procesie pokazowym przeciwko Gottfriedowi Strympe w 1962 roku – mogły kończyć się mordem w majestacie prawa.
Według legendy Mur miał być rzekomo wzniesiony w ciągu 24 godzin. Prawda wylądała inaczej. Przede wszystkim wyznaczono granice. Dopiero potem spektakularnie zabrano się za wznoszenie betonowego muru, ale przede wszystkim w najbliższych dniach i tygodniach zabrano się w w wyznaczonym „pasie ochronnym“ za usuwanie mieszkańców z nadgranicznych domów, zamurowywanie klatek schodowych i okien. To z tych dni pochodzą dramatyczne zdjęcia ludzi skaczących z okien na drugą, zachodnią stronę, zjeżdżających po związanych prześcieradłach czy przeskakujących zasieki.
Przez najbliższe dwa tygodnie zdezerterowało w ten sposób co najmniej 85 żołnierzy i oficerów z oddziałów doglądających budowę Muru i zanotowano 216 udanych ucieczek ponad 400 osób.
Kanclerz Konrad Adenauer nawoływał przez radio do zachowania spokoju, tak, jakby obywatele Bundesrepubliki mieli zamiar chwycić za broń w obronie ogrodzonego murem i zasiekami Berlina Zachodniego. Jego ówczesny burmistrz – przyszły kanclerz Willy Brandt złożył u komenndantów poszczeglnyhc sektorów protest, co jednak nie wywołało żadnej reakcji. Cztery dni później przed ratuszem Schöneberg, gdzie urzędował Willy Brandt doszło do demonstracji, w której wzięło udział ponad 300 tysięcy zamurowanych zachodnich berlińczyków. Dopiero 72 godzin później nota protestacyjna komendantów trzech alianckich sektorów Berlina dotarła na Kreml. Dramatyczna historia miasta podzielonego Murem zaczęła pisać nowe strony... „Niezbyt piękne rozwiązanie, ale tysiąc razy lepsze niż wojna“ – miał podobno stwierdzić prezydent USA – John F. Kennedy, który dwa lata później wystękał w Berlinie swój najbardziej znany i wielokroć powtarzany przez innych bon-mot: „Ich bin ein Berliner“ – Jestem berlińczykiem.
7.
Do bezpośredniej konfrontacji pomiędzy siłami amerykańskimi i sowieckimi doszło 27 października 1961 na przejściu zwanym Checkpoint Charlie na Friedrichstraße, gdzie stanęło naprzeciwko siebie z każdej strony 10 czołgów. Napięcie trwało niecałe 24 godziny i rozeszło się po kościach. Ważne jednak było przy tej okazji udowodnienie światu, że to nie NRD-owcy, lecz Sowieci byli panami we wschodnim Berlinie.
Od początku lat 1970-tych dzięki „polityce zbliżenia“ jaką uprawiał wobec Ericha Honeckera Willy Brandt granice pomiędzy obu częściami Berlina, jak i między RFN i NRD stały się nieco bardziej „przepuszczalne“ . Na początek dla tzw. osób nieproduktywnych, czyli rencistów, emerytów i dzieci. Potem przyszedł czas na artystów, pisarzy i muzyków, a za nimi na coraz większą ilość „przypadków wyjątkowych“. Dzięki temu wzrastała też liczba informantów i agentów NRD-owskiej Stasi po jednej stronie i nieco mniejsza liczba informatorów zachodnioniemieckiej BND.

8.
Jak wiadomo „dimała“ czyli Berliner Mauer „upadł“ w nocy z czwartku 9 listopada , na piątek 10 listopada 1989, po 28 latach istnienia.

Oficjalnie uważa się, że do otwarcia Muru przyczyniły się tzw. „poniedziałkowe“ demonstracje w Lipsku i Berlinie oraz trwające od wakacji letnich masowe ucieczki obywateli Wschodnich Niemiec do Warszawy, Budapesztu i Pragi. Od 11 września rząd Węgier otworzył granicę do Austrii.
W związku z tym rząd Honcekera przygotował projekt nowego prawa wyjazdowego, które zawierało pasaż o wizytach obywateli NRD w RFN. Projekt ten potwierdziło oficjalnie Biuro Polityczne SED w dniu 9 listopada. Prawo miało obowiązywać już od następnego dnia., co zostało ogłoszone na konferencji prasowej wieczorem o godz. 19.00.
Po kilku minutach informację podały wszytskie agencje informacyjne RFN oraz główne wydania dziennika telewizyjnego. Regulacja była ważna od zaraz. Trudno było wierzyć własnym uszom. Niektórzy jednak uwierzyli i udali się w kierunku przejść granicznych. I to zarówno ze strony zachodniej jak i wschodniej. Ci z zachodu przychodzili z butelkami szampana. Na przejściach natychmiast zjawiły się kamery telewizyjne i filmowały historyczne dziś zdjęcia oszalałych ze szczęścia ludzi. Pierwszy obywatel NRD został przepuszczony przez przejście na moście Bornholmskim o godz.21.20. Wobec naporu tłumu godzinę później odstąpiono w ogśle od sprawdzania i stemplowania paszportów.

Nie chciało się odchodzić od telewizora. Smak wolności nabrał smaku szampana. Piwo w knajpach dokoła przejść granicznych lało się strumieniami. I to za darmo dla obywateli NRD. Wystarczyło pokazać swój paszport.
9.
I choć Mur był w następnych tygodniach i miesiącach nadal tak samo był pilnowany, po zachodniej stronie Bramy Brandenburskiej zbierali się na nocne pikniki z szampanem młodzi ludzie. Z czasem zaczęli przystawiać drabiny i piknikowali siedząc okrakiem na Murze. Po kilku tygodniach zjawili się inni z młotkami i zaczęli wzorem dzięciołów wybijać w twardym betonie małe dziurki. Dziurki były z początku zaklejane od wschodniej strony, ale to powodowało jeszcze większą pracowitość “dzięciołów”. Tak więc dziurki powiększały się z każdym dniem. Na dowód tych akcji istnieje wiele zdjęć. Berlin nagle zaczął przyciągać wielu turystów. “Dzięciołowanie” na Murze stało się nagle ulubionym zajęciem młodzieży, w tym mojego nieletniego syna i turystów. Każdy chciał mieć swój udział w rozbijaniu Muru. Szary Mur nagle zaczął pokrywać się kolorowymi sprayami. Jeśli ktoś nie miał czasu lub ochoty na wybijanie z Muru pamiątkowego kawałka, mógł go obok za grosze kupić.
Trzymanie straży w tamtych dniach w tamtym miejscu było najgłupszym zajęciem świata. Nic dziwnego, że NRD-owscy strażnicy fotografowani wtedy w tamtym miejscu mają takie głupie miny.

10.
Pierwszego lipca 1990, w dniu, w którym nastąpiło ujednolicenie waluty niemieckiej w stosunku 1:1 (autorem tego pomysłu był obecny prezydent Niemiec Horst Köhler) odwołano także straże z linii granicznej między dwoma państwami. Mur stał się zwykłym zawalidrogą. Było to przedziwne uczucie, szczegślnie dla ludzi ze wschodu i to nie tylko Niemców. Należało koniecznie samemu przekonać się, czy prawdą jest to, co piszą gazety i o czym mówi telewizja. Tysiące berlińczyków, szczególnie ze wschodniego Berlina, zaczęło przybywać do straszących teraz dla odmiany pustymi wieżami byłych przejść granicznych, by podążać spacerowym krokiem z psem i wózkiem dziecięcym wzdłuż byłego „traktu śmierci“. Nagle zona stała się magnetycznie przyciągającym obszarem wolności.
Już kilka dni wcześniej zczęto na moście Bornholsmskim rozcinanie i rozbieranie Muru. Uczestniczyło w tym 300 NRD-owskich wopistów.
11.
Usuwanie Muru w samym tylko Berlinie trwało oficjalnie do końca listopada 1990 r. Rok później zniknęły jego ostatnie fragmenty także w Brandenburgii. Szczególnie interesująco pomalowane fragmenty sprzedano na aukcjach sztuki w Berlinie i Monte-Carlo i są dziś rozproszone po świecie. Jeden wielki fragment zdobi kwaterę główną CIA w Langley (Virginia), inny stoi w ogrodach Watykanu oraz w Domu Historii w Bonn lub tzw. Ogrodzie Angielskim w Monachium, w Muzeum Pokoju we francuskim Caen, w Normandii oraz w Imperial War Museum w Londynie. Kilka kawałków wykutych rękoma mojego syna stało też na mojej półce, lecz dzięki przewijającym się przez te lata przyjezdnym z Polski został tylko jeden, a i to nie największy kawałek.


12.
Likwidacja betonowego Muru przebiegała równolegle z likwidacją komuny w samym NRD. Likwidacją przynajmniej we wstępnej fazie pozorną, lecz na szczęście nieodwracalną. Był to proces zaskakujący nawet dla samych „likwidatorów“. Może kiedyś znajdzie swśj wyraz w literaturze lub filmie. Jak dotąd, mało jest artystycznych przetworzeń tantych czasów. Sztuka bowiem z jednej strony potrzebuje dystansu, a z drugiej strony dotąd w wielu głowach trwa gorzki ból tamtych czasów, lecz nie tak dotkliwy, by można było się zeń uwolnić.

13.
Właściciele terenów, na których zbudowano berliński Mur walczą nadal o odzyskanie swojej własności. Politycy, którzy mówią o NRD jako państwie bezprawia nie widzą nic złego w tym, że ziemie i nieruchości zagrabione niegdyś przez rząd Ulbrichta i Honeckera zostały w „naturalny“ sposób zajęte przez RFN. Sądy wszelkich instancji uznają, że zarówno budowa Muru, jak i strzały do ludzi, którzy usiłowali go sforsować były uzasadnione.Dotąd nie znalazł się sąd, który uznałby prawa dawnych właścicieli do przeciwko tym, którzy wydawali rozkazy strzelania do ludzi usiłujących go sforsować. Byli mieszkańcy NRD według sporządzanych regularnie ankiet z roku na rok coraz bardziej życzą sobie wzniesienia Muru raz jeszcze. Pod warunkiem jednak, że będą dysponować obecną walutą i mieć sklepy zapełnione towarami według dzisiejszych standardów. Stawianie Muru nie jest nawet w sensie czysto fizycznym potrzebne. Mur ma bowiem swoje trwałe miejsce w głowach wielu Niemców – zarówno po wschodniej, jak po zachodniej stronie. I to nawet tych, którzy urodzili się już po jego zburzeniu.